05 grudnia 2013

Magnus x Alec cz II (Miasto kości, yaoi)

          Maryse weszła do salonu w którym siedział jej mąż. Pił kawę i czytał gazetę. Usiadła obok niego na kanapie i czekała aż zwróci na nią uwagę. Z ociąganiem podniósł wzrok znad artykułu.
- Witaj Maryse. Jak minął ci dzień?
- Ciężko - przyznała. - Miałam strasznie dużo papierkowej roboty z powodu zabójstw fearie. A jak u ciebie?
- Byłem sprawdzić kilka poszlak dotyczących polowań na ludzi przez wampiry.
          Zapadła kilku minutowa cisza. Robert wrócił do czytania gazety a Maryse nerwowo kręciła się na kanapie, powodując jej skrzypienie.
- Czy coś cię gnębi, kochanie? - spytał Robert nie mogąc znieść skrzypienia kanapy. 
- Właściwie chciałam ci coś powiedzieć. Coś bardzo ważnego.
- Więc?
- To dotyczy jednego z naszych dzieci ...
- Co znów Jace zrobił? - przerwał jej pan Lightwood.
- Jace? - zdziwiła się. - On nic. Chodziło mi o Aleca.
- Aleca? A co z nim?
- Kochanie może lepiej się odpręż, bo to co chcę ci powiedzieć nie jest radosną nowiną.
          Na te słowa Robert pobladł i odłożył gazetę na stół.
- Czy coś mu się stało??? Wszystko z nim w porządku??? Jest ranny???
- Robercie, uspokój się! Alec żyje i ma się dobrze tylko chodziło mi o jego specyficzne upodobania.
- Nie bardzo rozumiem co masz na myśli.
- Mam na myśli to, że jest on GEJEM! - wybuchła Maryse i spuściła wzrok na swoje dłonie.
- Co?! - powoli docierał do niego sens słów żony. - Niemożliwe!
- Właśnie, że możliwe! Sam mi to powiedział.
          W tym momencie Robert zerwał się z kanapy. Z gniewu był cały purpurowy.
- Co ten gówniarz sobie wyobraża?! Czy on wie jaką hańbę zsyła na naszą rodzinę?! Będą nas wytykać palcami i śmiać się w twarz! A za plecami mówić " To ten co ma syna geja". 
- Na miłość boską! Co ty pleciesz?! Opanuj się. - próbowała go uspokoić ale tylko bardziej rozjuszyła.
- Więc jesteś z nim w konspiracji? - spytał przez zaciśnięte zęby. - A Isabelle i Jace? Czy oni też wiedzieli? 
           Gdy Maryse nie odpowiedziała, ryknął:
- Pytam się CZY ONI TEŻ WIEDZIELI?! 
- Myślę, że tak - wykrztusiła.
- Wszyscy wiedzieli oprócz mnie. Zapewne sprawiało wam radość robienie ze mnie kretyna - powiedział. - Gdzie jest Alec?! 
          Maryse zerwała się natychmiast w obawie o to co może się zdarzyć.
- Co masz zamiar zrobić? Nie możesz w takim stanie z nim rozmawiać - przekonywała go.
- Nie mam zamiaru rozmawiać. Zrobię to co powinien zrobić każdy ojciec.
- Czyli co? - panika w jej głosie narastała.
- Wybije mu te durnoctwa z głowy. Po dobroci albo siłą. 
- Jak to siłą?! Chcesz podnieść rękę na własne dziecko?!
- Żebyś wiedziała! Nie będę tolerował takiego zachowania.
- Czyli nie obchodzi cię jego szczęście?
- Obchodzi! Ale to nie może odbywać się w ten sposób. Nie mogę tego zaakceptować...
          Po tych słowach wybiegł z salonu i skierował się do biblioteki. Wiedział, że znajdzie tam Aleca. Za sobą słyszał kroki żony ale zignorował je. Drzwi biblioteki otworzył z impetem. Ujrzał syna siedzącego w fotelu i czytającego książkę. Alec na jego widok podniósł się z fotela.
- Tato? - zapytał. - Czy coś się stało?
          Robert spokojnie podszedł do Aleca, uważnie mu się przyglądając. Gdy dzieliły ich tylko centymetry zrobił coś czego Alec się nie spodziewał. Odchylił prawą rękę do tyłu i zamachnął się, wymierzając cios w twarz Aleca. Pod wpływem uderzenia Alec zachwiał się i upadł na fotel. Z jego ust i nosa leciała krew.
- Dlaczego? - wyszeptał.
          W tym momencie weszła Maryse i ujrzała krwawiącego Aleca. Podbiegła i ukucnęła przy nim wycierając krew z twarzy. Z nienawiścią spojrzała na męża i powiedziała:
- Czy ty jesteś chory psychicznie?! Chyba do reszty postradałeś zmysły!
           Po czym zwróciła się do Aleca:
- Och Alec... Tak mi przykro. Nie wiedziałam, że tak zareaguje.
           Robert nie odezwał się ani słowem. Stał tylko i co rusz zerkał na swoje ręce poplamione krwią.
- To nie twoja wina, mamo. Nie przejmuj się - spróbował się uśmiechnąć lecz od razu się skrzywił. Rana na wardze się rozerwała i znów leciała krew.
           Alec spojrzał na ojca.
- Tato? - zapytał znów.
           Na te słowa Robert drgnął.
- Nie nazywaj mnie tak - wycedził przez zęby.
- C-co? - zająknął się Alec
- To co słyszałeś. Nie jesteś już moim synem. Taki wybryk natury nie powinien się urodzić.
          Alec na te słowa wytrzeszczył oczy. Nie wiedział co ma powiedzieć. Sam  czuł do siebie wstręt za to, że był gejem. Teraz czuł się podwójnie gorzej, bo wiedział, że zawiódł ojca. Robert jednak bezlitośnie kontynuował:
- Nie rozumiem jak możesz czuć coś do innego mężczyzny. Brzydzę się tobą i gardzę!
- Co ty mówisz?! - wtrąciła się Maryse. - Zamknij się już!
- Nie zamknę się! Powiem co myślę o takim wyrzutku! Nie mogę na ciebie patrzeć, Alec. Najlepiej będzie jak spakujesz swoje rzeczy i wyniesiesz się z Instytutu. Inaczej nie wiem co mogę ci zrobić.
           Alec bez słowa wstał, spojrzał ojcu w oczy i wyszedł jak najszybciej. Nie chciał by ktoś widział jego łzy. Poszedł do swojego pokoju. Z szafy wyciągnął worek marynarski i wpychał do niego swoje rzeczy. Nie patrzył co pakuje do torby, wrzucał wszystko co mu wpadło w ręce. Czuł się upokorzony i pusty w środku jakby ktoś wyssał część jego duszy. Po kilku minutach był już gotowy. Ostatni raz rozejrzał się po pokoju w którym spędził całe swoje życie i wyszedł, zamykając drzwi. Na korytarzu wpadł na biegnącą w jego stronę Maryse. Była cała zapłakana, tak jak on. Podbiegła do niego chcąc się przytulic.
- Gdzie pójdziesz? - zapytała szlochając.
- Jeszcze nie wiem. Później o tym pomyśle.
- Może do Clary? - zasugerowała. - Na pewno cię przyjmie.
- Tak ale nie chcę tam iść.
- To gdzie? - naciskała matka.
- Mamo, nie wiem! - zirytował się Alec. - Może Magnus mnie przenocuje... - burknął.
- Magnus? Ach! Ten czarownik... - zamyśliła się. - Często się kręci wokół ciebie. Czy nie jest twoim chłopakiem?
- Nie, nie jesteśmy razem - wydukał Alec. A w myślach dodał " Nie tak oficjalnie". - Ale myślę, ze mnie przyjmie. 
- To dobrze. Robert się uspokoi i będziesz mógł wrócić. Pogodzi się z tym tylko daj mu trochę czasu.
- W porządku - powiedział Alec, mrugając oczami by odpędzić zbierające się łzy. - Muszę już iść. Trzymaj się mamo.
- Ty też. I pamiętaj, że zawsze cię kocham.
            Uścisnął ją po raz ostatni i puścił. Wręczył jej swój klucz do Instytutu i wcisnął guzik windy, której drzwi otworzyły się od razu. Wszedł do środka i powiedział:
- Tylko nie mów Jace'owi i Isabelle co się stało i gdzie jestem. Nie chcę im sprawiać problemu. Obiecaj mi to.
- Obiecuję.
            W tym momencie drzwi windy się zatrzasnęły a Alec zjechał na dół. Przy wyjściowych drzwiach spał Church. Alec schylił się by go pogłaskać i zdziwił się gdy nie napotkał oporu. Kot go zwykle nie znosił a teraz jakby wyczuwał dłuższą rozłąkę z członkiem rodziny. Church przeciągnął się i zeskoczył z ławki na której był i uciekł gdzieś. Alec popatrzył tylko za nim smutnym wzrokiem i opuścił Instytut zgodnie z wolą ojca.
************************************************************************************
Tak jak obiecałam. Dodaję drugą część opowiadania o Magnusie i Alecu. Ich historia dopiero się zacznie :) Miłego czytania. 

6 komentarzy:

  1. Błagam cię dodaj następną część, bo opowiadanie strasznie mnie zaciekawiło *___*

    OdpowiedzUsuń
  2. Wzruszyłam się....To jest boskie!!

    OdpowiedzUsuń
  3. Ale dlaczego? Robert wstydzę się za Ciebie.

    OdpowiedzUsuń
  4. To jest świetne XD Chciałabym wiedzieć co będzie dalej.
    Będziesz to jeszcze dalej pisać?

    pozdrawiam, Aya

    OdpowiedzUsuń
  5. Jejku, to jest niezłe, kiedy napiszesz kolejną część? Oby jak najszybciej, bo jestem fanką tej pary i po prostu ciekawość wierci mi dziurę w brzuchu, bo nie wiem co dalej, a chyba nie chcesz mieć na sumieniu mnie i mojego dziurawego brzucha, prawda? :) Pozdrawiam i czekam na ciąg dalszy <3

    OdpowiedzUsuń
  6. Robert ty potworze!
    Proszę nie, błagam cię napisz ciąg dalszy!

    OdpowiedzUsuń