24 lipca 2016

O tym co się dzieje, kiedy Nocni Łowcy bawią się aplikacjami Przyziemnych


Alec siedział wygodnie w fotelu i czytał swoją ulubioną książkę, kiedy drzwi do jego pokoju otworzyły się z hukiem i wparował zdyszany Jace. Włosy miał rozczochrane, ubranie pomięte a na jego czole było widać kilka kropelek potu. Alec widząc go w takim stanie, zerwał się na równe nogi, rzucając książkę na łóżko.

- Co się stało?! Ktoś cię zaatakował? – zapytał starszy.

- Nie – pokręcił gorączkowo głową.- Ale musisz mi pomóc! Szybko, bo uciekną!

- Ale co ucie…- nie zdążył dokończyć, bo Jace złapał go za rękę i siłą wyciągnął z pokoju.

- Poczekaj tu. Tylko skoczę po powerbank i ruszamy na polowanie – Jace nie czekając na odpowiedź pobiegł na górę, zostawiając zdezorientowanego Aleca.

„Co się właściwie dzieje?” myślał, kiedy Jace wyprowadził go na dwór a sam latał z telefonem po ulicy, robiąc kółka i mrucząc z niezadowolenia.

- Jace… Mieliśmy iść na polowanie… tylko, że ja nie wziąłem broni. Może się po nią wrócę? – zaproponował.

- NIE! Mówiłem, jesteś mi tu potrzebny – podszedł do niego i pokazał mu ekran telefonu.- Patrz. Widzisz??? Przez ciebie mi uciekł… - zrobił smutną minę.

Alec niepewnie spojrzał na wyświetlacz a potem przeniósł wzrok na Jace’a.

- Co to jest? To jakiś GPS...?

Tym razem to Jace spojrzał na niego jak na idiotę, jednocześnie na jego ustach zagościł złośliwy uśmiech.

- Mogłem się domyślić, że nie będziesz wiedzieć, co to – pokazał mu język i podał telefon. – To taka gra. Musisz łapać pokemony na mieście.

- Pokemony...? To nowy rodzaj demona? – zapytał skonsternowany Alec, wpatrując się w urządzenie. – Tak można je wykryć?

- Ehhh… - westchnął Jace i zaczął cierpliwie tłumaczyć, na czym polega łapanie pokemonów.

*Kilka godzin później*

- Nie, Jace. Nie możesz wejść do tego kościoła – tłumaczył mu to już chyba setny raz.

- Ale tam jest Chamander! – Jace prawie ze złości tupnął nogą. – Muszę go mieć.

Alec powoli przestawał mieć siły do swojego parabatai. Od kilku godzin łazili jak idioci po mieście z telefonem w ręku i szukali wyimagowanych stworów, bo Jace się uparł, że musi złapać wszystkie pokemony. Szczerze powiedziawszy, Alec już dawno stracił chęć tłumaczenia mu, że do niektórych miejsc nie można sobie ot tak wejść. Szczególnie, że dziś już wywalono ich z posterunku policji i ratusza.

- Rób jak chcesz – mruknął zły. – I tak mnie nie słuchasz.

- Żadnej zabawy z tobą – sposępniał, ale od razu się rozchmurzył, kiedy na telefonie wyświetlił mu się Pokestop. – Aleeeeeeec~

- No dobra… ten ostatni raz.

- Yeah!

Kiedy znaleźli się w kościele Jace od razu poleciał i zanurkował pod ołtarz. Alec zaczął się zastanawiać się czy to jest na pewno konieczne. Czy nie da się ich łapać na większą odległość, ale sam do końca nie ogarniał sensu tej gry. Lightwood pomyślał, że to wina Clary i Simona, że pokazali Jace’owi aplikację i, że to przez nich Alec musi włóczyć się po mieście i wykluwać jakieś durne jajka. Kiedy wrócą do domu, opieprzy za to Clary.

- Jace? Możemy już iść? – szepnął cicho, bo w kościele nie wypada krzyczeć, ale nie dostał żadnej odpowiedzi. Minęła dłuższa chwila, kiedy pod ławką, na której siedział coś zaczęło się poruszać.

- Buuu – powoli wynurzyła się uśmiechnięta głowa Jace’a. Był cały w kurzu i pajęczynach a Alec nie chciał wiedzieć, jakim cudem nagle znalazł się pod tą ławką. Wolał też nie pytać o powody.

- Możemy wracać? Już późno.

- Tak, zebrałem Pokeballe i Chamandra.

Jace nawet nie zdawał sobie sprawy jak te słowa ucieszyły Aleca. Znaczy nie te o zebraniu dziwnych rzeczy, ale te, że mogą wracać.

Wychodząc z kościoła Alec rozważał plan zemsty na Clary, Simonie i Jace, kiedy nagle zderzył się z jakąś postacią. Podniósł wzrok i najpierw zobaczył telefon w ręce oraz paznokcie pomalowane na brokatowo.

- Magnus?

- Alexander? Co ty tu robisz?

- Proszę cię… - jęknął Alec, uświadamiając sobie cel wizyty Magnusa w tym miejscu. – Ty też? Przyszedłeś po Chamandra?

- No coś ty, Alexandrze! Nie bawię się w takie rzeczy! – zaprzeczył z uśmiechem i nieznacznie schował telefon za siebie. Jace w tym czasie podkradł się do czarownika i wyrwał mu telefon.

- Kłamie! Zobacz, Alec! – szczerzył się jak małe dziecko.

- Zdrajca! – krzyknął Magnus do Jace’a, odbierając swoją własność. – To nie tak jak myślisz! Chciałem tylko zobaczyć, dlaczego każdy biega po mieście z telefonem…

- Straciłeś w moich oczach Magnus… - westchnął Lightwood.

- Ale Alec… - Magnus chciał zacząć się tłumaczyć ale Alec w tym momencie się uśmiechnął do niego.

- Żartowałem. Ale jeśli myślisz, że będę z tobą chodzić na pokespacery to się rozczarujesz. Już na tego idiotę zmarnowałem dzień – wskazał brodą Jace’a, który oddalił się od nich i dalej łapał nowe pokemony. Przez chwilę Alec tylko stał i przypatrywał się czarownikowi a potem podszedł bliżej do Magnusa i nachylił się nad nim, szepcąc mu do ucha: - Chamander jest koło ołtarza. Powodzenia.

Po tych słowach cmoknął go w policzek, dodając, że jak skończy się bawić jak małe dziecko to niech do niego zadzwoni.

 Po powrocie do Instytutu, Alec zamknął się w pokoju i oznajmił, że jeśli jeszcze raz ktoś go wyciągnie na taki spacer to nie ręczy za siebie. Jeszcze nigdy nie czuł się tak głupio, kiedy przechodził z Jace’em obok małych dzieci, które dokładnie tak jak oni szukali pokemonów. Resztę dnia Lightwood spędził na kończeniu czytania.

3 komentarze:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  2. heheheh, śmiechłąm xD
    dawno nie widziałam Maleca w obserwowanych, aż się jakaś łza w oku kręci... ^^

    http://stories-the-lost-soul.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Super i w dodatku takie aktualne 😁😂😁😂😁😂😂😂😂😂😝

    OdpowiedzUsuń